Beata dziś obwieściła, przerywając mój słodki sen:
- DZIŚ JEST KUMULACJA! TO JEST TEN DZIEŃ! DZIŚ SPEŁNIAM SWOJE MARZENIA! DZIŚ GRAM W Lotto!
Nie wiem, czy wspominałem, że przerwała mi tym mój słodki sen. Mnie się do byle czego nie budzi, to musi być przynajmniej jakieś ubieranie choinki, wiosenne porządki albo inne absurdalne sezonowe ludzkie aktywności, które warto obserwować. A więc teraz czeka nas granie w „Lotto”. Brzmi fajnie. Egzotycznie. Podobnie jak słowo „KUMULACJA”. To z kolei brzmi bardzo jak coś bardzo widowiskowego. Coś co najmniej na poziomie wspomnianej przewracającej się choinki. Ja się na to piszę jak coś. Będę obserwował. I kibicował.
Obserwowałem Beatę cały dzień. Calutki. Zmęczyłem się tym niepomiernie. A dokładniej – znudziłem. Oto cała aktywność Beaty dzisiaj, całe to jej wielkie „granie”:
- jadła
- miziała mnie (bardzo słusznie)
- miziała tych dwóch pozostałych gamoni (no trudno)
- Adriana nie miziała, bo jest wyjechany
- siedziała przed laptopem i mówiła jakieś nudy o skreślaniu liczb
- oglądała serial
- znowu jadła
- udawała, że ćwiczy (to chyba jedyne w miarę zabawne dzisiaj)
- gadała przez telefon
- znowu serial i jedzenie, tym razem naraz, oszczędność czasu
I tyle. I po takim właśnie dniu pełnym przygód dotarliśmy do momentu, w którym Beata przerywa serial i woła:
- A Lotto!
No brawo, kobieto. Dzień ci minął, a ty nie zaczęłaś. Ja tu cały dzień czekam w napięciu, jakbym miał popcorn to już dawno by mi się skończył.
Beata przełącza kanał na telewizorze. Człowiek coś mówi. Beata, skup się, znowu prokrastynujesz. Nie patrz na tego pana. Miałaś grać w Lotto. Cokolwiek to znaczy. O, pan też mówi to słowo. Nawet on to wie, zgadza się ze mną.
O, teraz powiedział „KUMULACJA”! A Beata nic. Wlepiona w ekran. Beata, pan mówi, że miałaś grać. Czemu ty się obijasz cały dzie... O, PIŁECZKI SKACZĄ! ALE SUPER! MOJE! ZAMAWIAM!!!
- Kocie, zasłaniasz!
Cicho tam, ja tu gram w Lotto! Ktoś musi.